Ostatnimi czasy ogarnia mnie permanentny marazm. Nie chce mi się wstać z łóżka, wyjść z domu. Małe radości, które kiedyś wyznaczały bieg czasu, teraz gdzieś zapodziały się przysłonięte czarnymi chmurami, natrętnie wiszącymi nad moją głową. Mam poczucie, że trwonię swój czas, że zamiast się rozwijać, ja ciągle się cofam, z dnia na dzień jestem po prostu głupsza.
Czasem przyglądam się ludziom w moim wieku, którzy wciąż jeszcze żywią się pokarmem z rodzicielskiej pępowiny. Wtedy zastanawiam się, jaka bym była dzisiaj, gdyby moja sytuacja w domu była inna, niż jest. Co by było, gdyby rodzice byli bogaci i mieli inne podejście do życia i wychowywania dzieci. Miałabym na pewno o wiele prostsze życie. Ale czy lepsze? Nie żałuję moich wyborów, chociaż czasem ciężko jest nieść na plecach bagaż cięższy, od bagażu wielu osób dorosłych, pracujących i samodzielnych.
Ale nie będę siedzieć i gdybać. To strata czasu, tak pięknie wpisująca się w mój nastrój kilku ostatnich lat. Trzeba się wziąć za siebie, nie czekać, aż wszystko spadnie z nieba. Nie mówić, że coś się uda "jak Bóg da", tylko samemu, własnymi rękami wydrzeć to życiu. W najbliższych tygodniach zdecyduję, co dalej w moim życiu będzie się działo. Muszę wymyślić racjonalny plan połączenia kilku dużych klocków Lego tak, żeby moja wieża nie tylko nie runęła, dotknięta słabszym czy mocniejszym powiewem wiatru, lecz przede wszystkim, żeby utworzyła solidny fundament, do którego będzie można dobudowywać kolejne elementy. Szykuje się gruntowny remont świata myszy w wielkim mieście.
I ta wieża wyjdzie ponad poziom tych czarnych chmur. Już niedługo.
Czasem przyglądam się ludziom w moim wieku, którzy wciąż jeszcze żywią się pokarmem z rodzicielskiej pępowiny. Wtedy zastanawiam się, jaka bym była dzisiaj, gdyby moja sytuacja w domu była inna, niż jest. Co by było, gdyby rodzice byli bogaci i mieli inne podejście do życia i wychowywania dzieci. Miałabym na pewno o wiele prostsze życie. Ale czy lepsze? Nie żałuję moich wyborów, chociaż czasem ciężko jest nieść na plecach bagaż cięższy, od bagażu wielu osób dorosłych, pracujących i samodzielnych.
Ale nie będę siedzieć i gdybać. To strata czasu, tak pięknie wpisująca się w mój nastrój kilku ostatnich lat. Trzeba się wziąć za siebie, nie czekać, aż wszystko spadnie z nieba. Nie mówić, że coś się uda "jak Bóg da", tylko samemu, własnymi rękami wydrzeć to życiu. W najbliższych tygodniach zdecyduję, co dalej w moim życiu będzie się działo. Muszę wymyślić racjonalny plan połączenia kilku dużych klocków Lego tak, żeby moja wieża nie tylko nie runęła, dotknięta słabszym czy mocniejszym powiewem wiatru, lecz przede wszystkim, żeby utworzyła solidny fundament, do którego będzie można dobudowywać kolejne elementy. Szykuje się gruntowny remont świata myszy w wielkim mieście.
I ta wieża wyjdzie ponad poziom tych czarnych chmur. Już niedługo.
Prześlij komentarz