Odwiedziłam moje liceum. Nie byłam tam od momentu odebrania świadectwa maturalnego. Gdyby nie to, że zostałam poproszona o przekazanie pewnych dokumentów pani dyrektor, to na pewno bym się tam nie zjawiła. I dlatego, że daleko i nie mam czasu na takie sentymentalne wycieczki i dlatego, że uczniów już nie znam, ostatni znany przeze mnie rocznik opuścił szkołę chyba dwa lata temu. Niby trzy lata, ale taki czas jednak robi swoje. Kilka razy, mijając budynek starej szkoły, zawsze zwracałam głowę w jej stronę. Czasy liceum to, na chwilę obecną, ostatnie beztroskie lata w moim życiu. Czas buntu, pierwszy papieros, pierwsza wódka, radiowęzeł, pierwsi prawdziwi kumple i kumpelki. Wtedy, w chwilach słabości, chciałam przyspieszyć czas i być już na studiach. A teraz? Trochę mi brakuje tej beztroski tamtych czasów. wchodząc do szkoły wejściem dla uczniów, poczułam się jak za tamtych lat, jak mała dziewczynka zagubiona w gmachu nowej szkoły.
Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to zamknięty rozdział i to już nie wróci. Nigdy. Pomimo to, zauważyłam, że staję się coraz bardziej sentymentalna. Albo byłam taka wcześniej, tylko tego nie zauważałam, albo po prostu nie było czasu na to, żeby się chwilę nad czymkolwiek zastanowić. Tylko kierat praca – szkoła – praca – sen – praca – szkoła...
Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to zamknięty rozdział i to już nie wróci. Nigdy. Pomimo to, zauważyłam, że staję się coraz bardziej sentymentalna. Albo byłam taka wcześniej, tylko tego nie zauważałam, albo po prostu nie było czasu na to, żeby się chwilę nad czymkolwiek zastanowić. Tylko kierat praca – szkoła – praca – sen – praca – szkoła...
Wspomnienia dawnych czasów przychodzą do mnie nie tylko przy okazji odwiedzania liceum. Znacznie bliżej geograficznie mam do budynków, w których zdarzyło mi się pracować. Pierwsza praca – supermarket przy jednej z głównych dróg dojazdowych do miasta. Pracowałam tam niecałe cztery miesiące, za to po 12 albo więcej godzin na dobę. Bardzo miła atmosfera, z kilkoma osobami utrzymuję wirtualny kontakt przez internet, bo spotkania nie są realne. Porozjeżdżali się po Polsce, pożenili, porodzili dzieci i czasu już nie ma tak wiele jak kiedyś, kiedy po wspólnej pracy, po zamknięciu sklepu, całą grupą zostawaliśmy, żeby przy piwie integrować się na rampie do późnych godzin nocnych.
Ostatnia moja poważna praca, którą zakończyłam pisząc wypowiedzenie we wrześniu zeszłego roku, również przysparza mi wiele ciepłych wspomnień. Choć początki były okupione nerwami, łzami, odciskami na stopach i workami pod oczami, to jakimś cudem udało mi się tam zostać blisko dwa lata. Cały etat pracy nocnej w połączeniu z dziennym tokiem studiów. Czasem myślę sobie, że gdybym miała to wszystko przechodzić jeszcze raz, to chyba bym się na to nie zdecydowała. Bo dopiero teraz wiem, ile wysiłku mnie to wszystko kosztowało. Jednak z tym miejscem też dużo pozytywnych uczuć się wiąże. W większości bardzo mili ludzie, przez długi czas byłam najmłodsza w całej załodze, dlatego pomimo stosunkowo niskiej średniej wieku pracowników byłam ich maskotką. Goście też mnie polubili. Czułam się jak ryba w wodzie. Ale wszystko co dobre, szybko się kończy... Zarobki zleciały poniżej poziomu opłacalności. Po zmianie dyrekcji atmosfera zrobiła się gorsza, niż w rozmarzniętej kostnicy. Dlatego postanowiłam salwować się ucieczką. Czasami się zastanawiam, czy dobrze robiłam rzucając pracę, równocześnie nie mając żadnych perspektyw na ciągłość dochodów. Ale nie żałuje tej decyzji. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale kość usztywniającą kark mam nieprawdopodobnie grubą i sztywną. Nie pozwolę się traktować jak śmiecia, nawet jeśli będę głodować, będę to robić z podniesionym czołem. Nigdy nie sprzedam się za pieniądze, w jakikolwiek sposób. Stąd może tak duże problemy w znalezieniu nowej pracy – jest kryzys, pracodawcy wykorzystują ten argument, żeby redukować zatrudnienie, a nowych ludzi przyjmować na gorszych warunkach finansowych. Osoby prywatne liczą każdy grosz, niechętnie podpisują umowy abonamentowe na usługi itd. Zastój i marazm. Pozostaje mi więc tylko wspominać w nostalgii piękne czasy pracy w tamtej firmy. A zdarza się to najczęściej przy okazji rozmów z ludźmi, których tam poznałam. Niektórzy tam jeszcze pracują, niektórzy nie, ale kontakt nadal mamy świetny. To, wbrew pozorom, jest duży pozytyw w moim życiu.
Prześlij komentarz