Zastanawiając się nad sobą, dochodzę do coraz bardziej dołujących wniosków. Składa się na to wiele czynników, wiele porażek, pewnie zbyt wygórowane ambicje, chęć udowodnienia sobie i światu, że może jednak jestem coś warta. Pół biedy, jeśli mi samej coś się nie uda a skutki są tylko dla mnie (tak jak z moim chronicznym bezrobociem). Ale prawie miesiąc temu postanowiłam zrobić coś, co miało wywołać pozytywne emocje, a wywołało ból, cierpienie i pewnie milion złych myśli. A tego mogłoby nie być, gdyby nie mój chory umysł „pomysłowego Dobromira”. I znów coś spieprzyłam. Na całej linii. I znów ktoś przeze mnie cierpi, znów jest wszystko źle, a ci, którzy od dawna przekonani są o mojej bezwartościowości święcą tryumfy. Mam zastanowić się, co z tym fantem dalej zrobić. Cokolwiek wybiorę, będzie tylko przypieczętowaniem porażki. Skłaniam się do próby zabandażowania ran, jakie wyrządziłam. Ale czy to się uda? Muszę to jeszcze porządnie przemyśleć. I zastanowić się nad sobą. Poważnie się zastanowić. Jeszcze raz. I pewnie nie ostatni.
Prześlij komentarz