skip to main | skip to sidebar
mysie przemyślenia
czyli mała mysz w wielkim mieście
RSS

Silence is better than bullshit

alkohol, fałsz, kłamstwo, osobowość, przyjaźń, samotność, znajomi 0 komentarze


Nie wiem, czy tempo mojego życia kiedykolwiek się zmniejszy. Ta wysoka prędkość wynika z kilku czynników, ale ostatnio zrozumiałam, że sama to wszystko podtrzymuję. Nie mam czasu na spotkania przy kawie ze znajomymi – bo i nie chcę go mieć. Wiele osób, jakie znam idzie „na piwo” i na starcie nastawia się na picie alkoholu. Nawet jeśli na tym piwie się kończy. Ja wolę zostać „alcohol free” i już tu pojawia się zgrzyt. Co dalej? Siedzimy i po 15 minutach nie ma już o czym gadać. Albo jest – siedzę i słucham fali narzekania. Na wszystko – jakby wypisać wszystko w życiu na jednej liście i lecieć od góry do dołu wylewając hektolitry żalu i niezadowolenia na każdą z pozycji osobno. Spoko, fajnie, każdy przecież ma gorszy dzień. Ale od siedzenia i narzekania nic się samo nie poprawi, a wręcz przeciwnie – zepsuje się humor i mnie i osobie która siedzi po drugiej stronie stołu. Super plan. No i czy w takiej sytuacji wypada mówić, że coś mi wyszło, albo coś się udało? Niby nie powinno być z tym problemu, ale jednak nie chcąc kopać leżącego, narzekam i ja. A przecież nie chcę tego robić! To jest głupie. To nie jest w moim stylu! W rezultacie udaję kogoś innego, kim nie jestem. I co potem? Mam poczucie straconego czasu, gry pozorów, miałkości. Dlatego unikam takich sytuacji. Ale cóż, czasem nie wypada unikać. I tak żyję w świecie konwenansów i pustych baniek nadmuchanych pozorami.


Pytanie tylko – do czego to doprowadzi? Do tego, że wszyscy ludzie, którzy się z tego obłędu nie wyłamią przeżyją te swoje 5 minut na Ziemi jako jedna wielka ludzka wydmuszka. Bez prawdziwości uczuć, działań i myśli. Wierząc w fasadowe znajomości. Ja nie chcę tak żyć. Chcę być prawdziwa, nawet jeśli komuś się to nie spodoba, może odstraszy, zrazi. Mam to w nosie – jeśli ktoś nie akceptuje mnie takiej, jaką jestem, to niech znajdzie sobie innych kompanów do rozmów, imprez czy kielicha. Wolę mieć dwie, trzy bliskie osoby, z którymi nie muszę się zastanawiać, co wypada, a co nie. I chcę, żeby tak zostało. Więc jeśli nie odzywasz się do mnie bo Ci na mnie nie zależy, albo nie jestem Twoim wymarzonym towarzyszem spędzania wolnego czasu – tak trzymaj, silence is better than bullshit.





Pacman w kuźni

balans, cele życiowe, emocje, marzenia, praca, studia 0 komentarze

No tak, znów tu jestem. Cały czas ta sama, mała mysz, a codziennie tak inna, tak stała w swojej zmienności.
Jasne, że każdemu zdarzają się lepsze i gorsze dni. Sęk w tym, żeby umieć świadomie kierować biegiem zdarzeń tak, żeby nie tylko nie tracić nad nim kontroli, ale także, a nawet przede wszystkim - mieć świadomość wpływu na własne emocje i zachowania. Tu jest klucz do wszystkiego. Tak myślę.


Ja, mój klucz chyba powoli wykopuję z ziemi. Przez te wszystkie lata leżał gdzieś bardzo niedaleko, nawet można rzec, że znałam niektóre jego kształty i właściwości całkiem nieźle. Ale teraz widzę, że otwieram nowe, nieznane drzwi. Bardziej świadomie, bardziej dojrzale.


Spełniłam swoje wielkie marzenie - studia. Banalnie to zabrzmi na bank, ale wymarzony kierunek, na dobrej państwówce w Mieście. Wyśliznęłam się spod ostrza spadającego na szyję w ostatniej chwili, pokonałam stado wygłodniałych kandydatów i jestem. Ilość wyrzeczeń, godzin spędzonych na zakuwaniu, opuchnięte nogi - to wszystko jest dla mnie wartością dodaną. Wisienką na torcie. I najśmieszniejsze jest, że nie żałuję żadnej minuty, godziny, czy doby tak spędzonej. Temat jest tak szeroki i tak ciekawy, że w zetknięciu się z czymkolwiek z nim związanym, zachowuję się jak Pacman, który nie jadł co najmniej od czasu zakończenia produkcji komputerów "486". Chłonę tę wiedzę jak gąbka. Nigdy, żadna dziedzina nauki nie sprawiała mi takiej satysfakcji, nie byłą tak przyjazna, tak zachęcająca. Wiem, że to jest coś, co będę robić w życiu. I ten fakt jeszcze bardziej pcha mnie do przodu - każda chwila, jaką teraz zainwestuję - zaprocentuje w przyszłości. I nie chodzi mi tu o pieniądze, choć wiadomo, że bez nich jest ciężko, ale o to, żeby robić coś, co pomoże ludziom i żeby robić to z pasją i robić to dobrze, ba, najlepiej jak się potrafi.


Wymarzony kierunek mojego życia jest trzecim w tym wcieleniu. Wcześniej był interesujący, potem był dopełniający, a teraz mam prawdziwą kuźnię mojego życia. Omne trinum perfectum, można by powiedzieć. Poprzednie dwa na pewno nie pójdą w las. Postaram się wykorzystać wszystko, co z nich najlepsze i nie będą to tylko dyplomy ukończenia.


W związku z "kuźnią" (fajna nazwa, chyba się przyjmie na dłużej), postanawiam całe swoje dotychczasowe życie podporządkować właśnie jej. Nie mówię tu o rzuceniu wszystkiego i zakopaniu się w książkach na 5 lat, ale o zachowaniu zdrowego balansu, z jasnym, sprecyzowanym, nadrzędnym celem.


Z tej okazji planuję skończyć "kierunek dopełniający" popisowo napisanym licencjatem (oczywiście o tematyce rodem z kuźni) - w czerwcu obrona. Dodatkowo podjęłam decyzję o rezygnacji z dotychczasowej pracy - sklep odzieżowy zapewnia stabilność finansową, ale w zamian za to zabiera zdrowie i czas - wartości dla mnie fundamentalne. A w zderzeniu z otwarciem mojego prywatnego zakładu kowalskiego, ubieranie kobiet w każdej wolnej chwili, wydaje się być bardzo mało racjonalnym pomysłem.


Dotychczasową samodzielność zamieniam na garnuszek państwa. Póki co, wolno mi. A potem, po pierwszym roku młotów i iskier, zakręcę się za stażem, praktykami albo pracą w branży. Szkoda czasu na zajęcia, które nie pomogą w niczym oprócz wysługi lat do emerytury, na którą i tak nie liczę.


Dużo się będzie działo. Zapowiada się pracowity czas. Chociaż od momentu zdania matury cały czas mam pracowity. Na szczęście są w Mieście ludzie, którzy dbają o to, żeby mała mysz w wielkim mieście nie zapracowała się na śmierć!





Cienka wstęga

0 komentarze

Nigdy nie gram osoby innej, niż jestem. Szczerość to pierwsza z moich cech rozpoznawczych. Przed chwilą, tuż po opublikowaniu ostatniego wpisu, rzuciłam okiem na teksty, które wpisałam tu w 2010 roku. I pomyślałam: "O mój Boże, co za dramat". Aż nie chce mi się wierzyć, że mogłam się tak czuć. Teraz widzę, jak bardzo zmieniłam nie siebie, a swoje życie. Jak gruba warstwa kurzu osiadła na tamtej lampie. I wiecie co, tamten kurz niech na niej siedzi na wieki. Nie wrócę tam już. Tamte sprawy odeszły bezpowrotnie, tamte uczucia, ból, depresja, samotność w tłumie zwykłych ludzi, dławienie się w chorych konwenansach. Tego już nie ma. Tamta lampa niech śpi, na moim małym śmietniku historii. Słodkich snów, niech nikt nie waży się jej odkurzać. Z perspektywy czasu widzę, jak dałam czadu. Moje życie w niczym nie przypomina tamtego, punkt wspólny to imię i nazwisko. Dobrze. Teraz jest czas na umocnienie się w samej sobie.




Waniliowa świeczka właśnie zgasła, a z wypalonego knota wydostała się delikatna, cienka wstęga ulotnego dymu. Zawsze lubiłam patrzeć na taki dym.





Kurz z lampy Alladyna

0 komentarze

Ostatni post na tym blogu pojawił się w połowie września 2010 roku. Wolę milczeć niż pisać o niczym. Od tamtego czasu kilkakrotnie myślałam o reaktywacji, ale dopiero dziś postanowiłam, że warto byłoby wrócić do mysich przemyśleń.


Oto jestem. Po półtorarocznej przerwie, nieco odmieniona. Wiele wcześniej podjętych wysiłków już owocuje, a kilka jest w stanie hibernacji. Wciąż stawiam sobie nowe cele. Staram się krok po kroku je wypracowywać, bo nie liczę na to, że ktoś kiedyś coś poda mi na tacy.


Moim najważniejszym przedsięwzięciem jest teraz dostanie się na studia. Trzeci fakultet. Ktoś powie – wariatka. Zamiast szukać poważnej pracy, zaczynać myśleć o odcinaniu kuponów z już posiadanej wiedzy, to ona dalej do szkoły. Może to i nie jest często spotykane, ale, jak to mówią „do trzech razy sztuka”. Wyszłam z założenia, że nie jestem w stanie robić do końca życia czegoś, co mnie w pełni nie usatysfakcjonuje. Nienawidzę straconych szans. Dlatego ich nie tracę.


Wyznaję zasadę, że w życiu nie ma przypadków. Nigdy. Niezależnie od tego, czy mówimy o zdarzeniach błahych, czy o tych, które mają dla nas znaczenie fundamentalne. Wszystko dzieje się po coś. Nie znaczy to, że nie mamy wpływu na nasze życie. Mamy wielki. O ile ktoś nas tego wyboru nie pozbawi. Ja jestem zbyt rogatą duszą, żeby zrzec się swojej suwerenności. W razie porażki mogę mieć pretensję sama do siebie. Ale mam też odwagę przyznać się do błędu i podejmuję ryzyko. Nie biorę odpowiedzialności za innych, ale za siebie odpowiadam w pełni. Dlatego kiedy zdecydowałam się spełnić swoje marzenia i kształcić się w dziedzinie, która prawdziwie mnie fascynuje, pozostałam głucha na głosy sprzeciwu, niedowierzania i krytyki płynące z wielu ust.


Walczę. O siebie, swoją przyszłość, swoje marzenia, swoje szczęście. Nocami, po pracy, po zajęciach. I pomimo ciągłego postępu, widzę nad głową wysoko zawieszoną poprzeczkę. Sama ją zawiesiłam na tej wysokości. I powiem Wam więcej – przeskoczę ją. Nie bez trudu, nie bez wyrzeczeń, nie bez pracy. Ale przeskoczę i udowodnię sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wciąż jednak mam niedosyt. Chciałabym uczyć się więcej., bardziej efektywnie. Momentami mam jeszcze problem w byciu time masterem. Na szczęście, coraz rzadziej.


Tyle o nauce. Jeszcze praca. Już prawie dwa lata w tym samym miejscu. Czuję już, że czas na coś innego. I nie jest to tylko kwestia zarobków czy zdrowia. Po prostu wiem już, że osiągnęłam w tej firmie szczyt.. Nie mam ambicji na wyższe stanowisko, a na tym, na którym jestem, mam już wszystko, co mogłam osiągnąć. Czas chyba rozejrzeć się za innym zajęciem. Chciałabym zacząć się wreszcie rozwijać. Ale nie przy kasie fiskalnej w galerii handlowej. Wiem, że na pracę zarobkową moich marzeń jeszcze nie czas, ale to nie znaczy, że nie można robić w życiu czegoś ciekawego, nawet jeśli miałoby to być tylko przejściowe zajęcie na rok czy dwa.


Przede mną wiele pracowitych dni. Jedno w tym wszystkim jest najlepsze – mam już drogę, którą chcę iść. Czas więc zacząć pocierać starą lampę i zetrzeć kurz ze wszystkiego, na czym udało mu się osiąść.





Pojutrze

0 komentarze

Jutro czeka mnie ważny egzamin na studiach. Zbieram się do nauki cały dzień. Udało mi się skupić dopiero po 22. Cieszę się, bo nauka dosyć szybko mi idzie, mam tylko nadzieję, że przyniesie rezultaty i wrócę z tarczą. Nic się nie wydarzyło, a pomimo tego, znalazłam w sobie jakąś iskrę siły, żeby wziąć się w garść. Podejrzewam, że to przypływ adrenaliny przed egzaminem, ale postanowiłam wykorzystać go do wygrzebania się z kopca, w którym tkwię od kilku ładnych miesięcy.


Powrót do restrykcji związanych z dietą wciąż trudno mi przychodzi, ale uznałam, że jak nie kijem, to pałką - od dziś zaczęłam ćwiczyć. Pomysł zrodził się z potrzeby chwili - nie mogę biegać (mam chore stopy i dobrze byłoby dać im trochę wytchnienia), pływać nie umiem, a gry zespołowe odpadają (bo: "umiesz liczyć - licz na siebie..."). Czekam tylko na jutrzejszy ból zakwasów - lubię widzieć szybkie rezultaty. Chcę teraz codziennie ćwiczyć, przynajmniej pół godziny dziennie. Nie stawiam sobie wielkich wymagań, bo biorę pod uwagę to, że często będę zmęczona po całym dniu pracy albo uczelni. Mimo to będę walczyć o utrzymanie chociaż minimum dyscypliny. Ostatnio mam z nią problem. A taka gimnastyka dobrze mi zrobi - wywali trochę mętnych myśli z głowy i może obudzi moje mięśnie, które dawno już zapomniały, co to znaczy "ćwiczyć".


W ramach poprawiania sobie humoru obejrzałam DVD kabaretu Hrabi z programem "Pojutrze". Ubawiłam się prawie tak, jak w teatrze, ale najbardziej przypadła mi do gustu piosenka kończąca występ. Nastraja pozytywnie i dziś jakoś wyjątkowo wpisała się w mój dzień, który solidnie okraszony napięciem przedmiesiączkowym dał się we znaki nie tylko mnie.


Może jak już całkowicie przestawię się na optymistyczne częstotliwości, uda mi się też "przestroić" kilka bliskich mi osób?


Jutro będzie egzamin. Wierzę, że go zdam. A pojutrze? Pojutrze na pewno wyjdzie słońce...


Tylko wyraźnie proszony
Kurz siadać będzie na meblach
Kolorów nabiorą nawet
Niedźwiadek, panda i zebra*

* fragment piosenki "Pojutrze" kabaretu Hrabi





Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Komentarze (Atom)

    ...a wcześniej:

    • czerwca 2013 (1)
    • września 2012 (1)
    • marca 2012 (2)
    • września 2010 (3)
    • maja 2010 (1)
    • kwietnia 2010 (4)
    • marca 2010 (13)
    • lutego 2010 (2)

Wszystkie prawa zastrzeżone.